Konferencja XXVI
Smutki kapłana
„ … Zatrzymali się smutni.” (Łk 24, 17)
Czy powinno się mówić o smutkach kapłana tym, którzy pełni entuzjazmu i radości przyjmują dar powołania kapłańskiego lub przeżywających pierwsze lata kapłaństwa? A jednak trzeba i ten temat poruszyć w naszym rekolekcyjno – pastoralnym skupieniu.
Święcenia kapłańskie, pierwsza Msza św., prymicje, euforia radości i planów na przyszłość w służbie Chrystusowi, Kościołowi i ludziom, a następnie spotkanie z rzeczywistością, tą już nie bajeczną i wyimaginowaną, w seminarium.
Pierwsza aplikata skierowująca na wyznaczoną przez biskupa parafię, może nie taka, o jakiej myśleliśmy, bo może daleko od domu rodzinnego, może warunki mieszkania i pracy, dziś wprawdzie na ogół dobre, niekiedy bardzo dobre, a nawet lepsze niż w domu rodzinnym, a może wymagające rezygnacji z upodobań do wygody i komfortu, który mieliśmy w domu rodzinnym czy w seminarium, może przydział obowiązków bardzo absorbujący, proboszcz wymagający, środowisko pracy trudniejsze niż to w naszych wyobrażeniach, to pierwsze smutne rozczarowania młodego kapłana.
Trzeba by wtedy przypomnieć sobie realia narodzenia Pana Jezusa w Betlejem:
„ Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”(Łk 2, 7)
Oraz zdarzenie z Ewangelii:
„ Wtem przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: «Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz». Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć»” (Mt 8, 19-20).
Potem przychodzi starcie z brutalną prawdą o pełzającym bezbożnictwie, które obejmuje dziś coraz większe kręgi społeczeństwa począwszy od dzieci i młodzież coraz mniej religijną, poprzez rodziny, które nie żyją duchem wiary na co dzień i raczej z dystansem przypatrują się Kościołowi, jego nauczaniu i kapłanom. Jest też wielu ludzi wierzących, którzy mają dość luźny związek z Kościołem i swoją parafią. Mają własną teologię, hierarchę wartości i z „przymrużeniem oka” traktują Boże przykazania i nauczanie Kościoła oraz obowiązki wynikające z prawdziwej wiary i przynależności do Kościoła. Ta sytuacja może być źródłem smutku kapłana. Ale jak Apostołom, tak i nam Pan Jezus ciągle przypominać będzie:
„ Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10, 16)
Wszyscy jesteśmy ludźmi z mnóstwem wad i niedoskonałości moralnych, które raz po raz dają znać o sobie. Dlatego rodzą się różne nieporozumienia między ludźmi tak świeckimi, jak i duchownymi w ich stosunku do siebie nawzajem i w stosunku do tych, wśród których pracują. Te nieporozumienia wprowadzają nas w wewnętrzną złość niekiedy nawet okazywaną na zewnątrz wybuchami gniewu i pozostawiają w nas przygnębienie i smutek. Nie zapominajmy jednak o nakazie Pana Jezusa:
„ Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem raz” . (Mt 18, 21-22)
oraz napomnieniu św. Pawła Efezjan:
„ Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! Ani nie dawajcie miejsca diabłu!” (Ef 4, 26-27).
Bezpodstawne oskarżenia, nierzadko anonimowe, kierowane do władz kościelnych psują nam opinię, tym bardziej, że bardzo rzadko ksiądz ma szansę udowodnienia swojej niewinności. Najczęściej bowiem bardziej wierzy się oskarżycielom niż kapłanowi. Takie traktowanie przez władze kościelne powoduje u kapłana frustrację psychiczną, a nieraz nerwowe załamanie, stres, smutek i żal.
Pan Jezus zapowiedział to swoim uczniom:
„ Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników… A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” (Łk 21, 12, 16-19).
Źle jest człowiekowi być samotnemu, dlatego szukamy przyjaciół. Ale trzeba wielkiej ostrożności w ich doborze, bo możemy się przykro rozczarować, gdy ludzie, którym zaufaliśmy, wykorzystają naszą naiwność i łatwowierność oraz brak doświadczenia i nas zdradzą. Dlatego Pismo Święte ostrzega:
„ Miła mowa pomnaża przyjaciół,
a język uprzejmy pomnaża miłe pozdrowienia.
Żyjących z tobą w pokoju może być wielu,
ale gdy idzie o doradców, [niech będzie] jeden z tysiąca!
Jeżeli chcesz mieć przyjaciela, posiądź go po próbie,
a niezbyt szybko mu zaufaj!
Bywa bowiem przyjaciel, ale tylko na czas jemu dogodny,
nie pozostanie nim w dzień twego ucisku.
Bywa przyjaciel, który przechodzi do nieprzyjaźni
i wyjawia wasz spór na twoją hańbę.
Bywa przyjaciel, ale tylko jako towarzysz stołu,
nie wytrwa on w dniu twego ucisku.
W powodzeniu twoim będzie jak [drugi] ty,
z domownikami twymi będzie w zażyłości.
Jeśli zaś zostaniesz poniżony, stanie przeciw tobie
i skryje się przed twym obliczem.
Od nieprzyjaciół bądź z daleka
i miej się na baczności przed twymi przyjaciółmi.
Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną,
kto go znalazł, skarb znalazł.
Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty
ani równej wagi za wielką jego wartość.
Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia;
znajdą go bojący się Pana. Kto się boi Pana, dobrze pokieruje swoją przyjaźnią, bo jaki jest on, taki i jego bliźni. (Syr 6, 5-17)
Zdrada tych, którym nieroztropnie zaufaliśmy, zawierając zbyt pochopnie przyjaźń, jest wystarczającą przyczyną poważnego smutku, a niekiedy załamania duchowego kapłana. Przypomnijmy sobie wtedy choćby zdradę Piotra (Mt 26, 69-75) i Judasza (Mt 26, 14-25).
W naturze naszej jest ukryte pragnienie doceniania przez innych, a zwłaszcza władzę kościelną, naszej pracy, osiągnięć czy nawet niezawinionych porażek w tym, czego nie udało osiągnąć. Dlatego przykro jest kapłanowi, który bez własnej winy nie może wykazać się zbyt wielkimi osiągnięciami zwłaszcza w malej liczebnie parafii, gdy dosłownie brakuje na wszystko, nawet na to, co konieczne. A, niestety, często po tych zewnętrznych dokonaniach ocenia się docenia i nagradza duszpasterza odznaczeniami. Przykre to, gdy nieraz starsi, wysłużeni kapłani, za swoją wierną Kościołowi, diecezji i parafii postawę nie są nagradzani żadnym odznaczeniem diecezjalnym, podczas gdy inni tylko dlatego, że umieją wykazać się nieraz obiektywnie wątpliwymi sukcesami duszpasterskimi, są honorowani tytułami. Tak naprawdę wobec Boga nic one nie znaczą, a tylko zabawiają oczy odznaczonych ugruntowując w nich przekonanie o urojonej wielkości. Taka sytuacja budzi niesmak, ludzką gorycz i zniechęca do służby Kościołowi, diecezji i parafii.
Warto w tej sytuacji przypomnieć sobie entuzjazm uczniów Chrystusa z powodu powodzenia ich misji i chyba docenienia przez tych, wśród których apostołowali. A jednak Jezus zwraca im uwagę na prawdziwy powód radości z prawdziwej nagrody, którą otrzymają nie od ludzi a w niebie.
„ Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają». Wtedy rzekł do nich: «Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie»”(Łk 10, 17-20)
Dość trudną sytuacją, wpisaną w naszą posługę diecezji, są okresowe przenosiny, najczęściej wikariuszy, ale nieraz także proboszczów.
Przyzwyczailiśmy się do warunków życia i pracy w parafii, poznaliśmy ludzi i po ludzku przywiązaliśmy się do nich, a oni do nas, cieszymy się osiągnięciami pracy w tym środowisku, planujemy nowe przedsięwzięcia i zadania na pewno potrzebne i pożyteczne dla tej społeczności parafialnej, a tymczasem plany Boże i decyzja biskupa zmienia wszystko w dotychczasowym uporządkowanym naszym życiu. Trzeba opuścić parafię i przenieść się na inną lub inne stanowisko wyznaczone nam przez biskupa. Nie jest to łatwe do zaakceptowania tak ze strony kapłana, jak i ze strony parafian, ale potrzebne i konieczne dla dobra księdza i parafii.
Wikariusz, a zwłaszcza neoprezbiter , a nawet proboszcz, nie powinni przez dłuższy czas pracować w jednej parafii. Powinni się zapoznać także z innymi warunkami i problemami duszpasterskimi w innych parafiach. Korzystając z doświadczeń dotychczasowej pracy, unikając niewątpliwych błędów, które popełnił, kapłan powinien na nowo, z nowym zapałem realizować ideały swojego powołania w nowych warunkach nowej parafii.
Jakże podobną sytuację przeżywał Pan Jezus i Jego Apostołowie:
„ Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: «Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany»”(Łk 4, 42-43).
Każdy człowiek jest inny pod względem wyglądu, zdolności umysłowych i fizycznych, zalet i wad charakteru, przyzwyczajeń i upodobań oraz przydatności do spełniania określonych zadań w społeczeństwie.
Podobnie i każda społeczność, począwszy od rodziny, narodu, okręgu, miasta, wioski czy parafii, jest inna w zależności od uwarunkowań etnograficznych, kulturalnych, religijnych, pracy, norm postępowania itp. Dlatego styl pracy duszpasterskiej wypracowany w jednej parafii nie zawsze będzie przydatny w innej parafii, w której przyjdzie nam pracować. Inny musi być styl duszpasterstwa na wsi, inny w mieście, inny w środowisku tradycyjnie religijnym, inny w społeczności raczej obojętnej na sprawy wiary i życia religijnego, inny w pracy nad dziećmi, młodzieżą, wśród ludzi określonych stanów, zawodów czy wręcz podejrzliwie i wrogo nastawionych do Kościoła i naszego posługiwania.
Trzeba więc umiejętnie dostosowywać dotychczasowy styl swojej pracy duszpasterskiej do potrzeb środowiska, ale bez rezygnacji z tego, co zasadnicze w naszym posługiwaniu, a tym jest głoszenie Ewangelii oraz nauczanie niezmiennych prawd wiary i obyczajów według nauki Kościoła. Niejednokrotnie to czego nauczamy, i to, czego słusznie wymagamy, nie będzie akceptowane przez wielu ludzi. W imię wierności Chrystusowi i swojemu powołaniu trzeba się będzie nieraz sprzeciwiać światu zła i przewrotnych ludzi i być jak Chrystus w proroctwie Symeona. Przypomnijmy to zdarzenie:
„ Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą . A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu»” (Łk 2, 34-35).
Na pewno nie będzie to łatwe zadanie i będzie połączone z niejednym rozczarowaniem i smutkiem podobnym do tego, jaki odczuwał Chrystus płaczący nad niewdzięcznością mieszkańców Jerozolimy.
„ Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: «O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia»” (Łk 19, 41-44).
W chwilach słusznego żalu i smutku z powodu traktowania nas przez bezbożny świat przypominajmy sobie to, o czym mówił Pan Jezus, przygotowując Apostołów na podobne traktowanie, z którym się będą spotykać:
„ Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał” (J 15, 18-21).
Pan Jezus – jak widzimy – nie ukrywał przed swoimi uczniami trudności i niebezpieczeństwa, przez które będą musieli przechodzić w spełnianiu misji, którą im zleci, ale też roztaczać perspektywę nagrody, którą otrzymają za wierność swojemu powołaniu:
„ Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi! Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże. Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże. Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu” Łk 10, 3-12)
Tak więc musimy być przygotowani na to, że nie będziemy wszędzie mile widziani, a nieraz wręcz będziemy prześladowani. To także do nas powiedział Pan Jezus:
„ To wam powiedziałem, abyście się nie załamali w wierze. Wyłączą was z synagogi. Owszem, nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu. Będą tak czynić, bo nie poznali ani Ojca, ani Mnie. Ale powiedziałem wam o tych rzeczach, abyście, gdy nadejdzie ich godzina, pamiętali o nich, że Ja wam to powiedziałem. (J16, 1-4)
oraz:
„ Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa” (Łk 21, 12-13).
Oto cena, którą będziemy płacić Jezusowi za łaskę wybrania („prae millienis hominibus”) do grona Jego przyjaciół:
„ Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15, 13-15).
Ale też za wierną służbę Jemu otrzymamy niewiędnący wieniec chwały jak zapewnia św. Piotr (por.1P 5,4)
i jeśli św. Paweł zapewnia, że:
„”… właśnie głosimy, jak zostało napisane, to, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9),
to możemy mieć nadzieję, że i nam Pan Jezus nie poskąpi nagrody za to, co dla Niego i Jego sprawy złożymy w ofierze kapłańskiego cierpienia.
„Upływa szybko życie, jak potok płynie czas…
I młode lata nasze, upłyną prędko w dal…”
przypomina znana piosenka autorstwa Franciszka Leśniaka (*1846 † 1914)
Dziś młody, w pełni rozwoju fizycznego i umysłowego, snujesz śmiałe plany na przyszłość, naiwnie myśląc, że od ciebie zacznie się „nowa era” w Kościele. Okiem wyobraźni widzisz siebie w rożnych sytuacjach, w których chcialbyś odegrać ważną rolę. Planujesz może swój rozwój intelektualny na dalszych studiach, realizację pomysłów „wielkich dzieł”, marzysz o karierze duchownej, powszechnym uznaniu i podziwie u ludzi itd. A czas szybko mija i ani się spostrzeżesz jesteś już w zaawansowanym wieku i z „bagażem” przeżytych zdarzeń i nie zrealizowanych planów. Widzisz, jak mało dokonałeś, jak wiele nie udało się zrealizować i jak małą wartość ma to, co pozostawiasz po sobie po iluś latach kapłaństwa.
Z biegiem lat zaczyna się wszystko inaczej oceniać, inaczej patrzeć na życie i przygnębienie wkrada się do duszy, a wtedy uznajesz prawdziwość słów Koheleta:
„Marność nad marnościami, powiada Kohelet,
marność nad marnościami – wszystko marność.
Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem?
Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy.
Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje spieszy z powrotem,
i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając,
kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia.
Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie. Mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić [wszystkiego] słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem. To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: «Patrz, to coś nowego» – to już to było w czasach, które były przed nami.
Nie ma pamięci o tych, co dawniej żyli, ani też o tych, co będą kiedyś żyli,
nie będzie wspomnienia u tych, co będą potem” (Koh 1, 2-11.)
Jakże też inna od spodziewanej jest rzeczywistość spotkania się z nowymi ludźmi, którzy, podobnie jak my kiedyś, mają swoje plany i po swojemu oceniają zastaną rzeczywistość oraz tych, którzy ją tworzyli, a więc księży starszych, których nowe pokolenia księży niechętnie widzą w parafii. Dlatego we wszelki dozwolony, a nieraz niedozwolony i wprost nieludzki sposób odsuwa się ich od wszystkiego, krytykuje to co zrobili (choć w innej i bardzo ciężkiej rzeczywistości wszechwładzy walczącego z Kościołem komunizmu). Nie dostrzega się ich rzeczywistych zasług i osiągnięć, spycha na margines życia parafialnego, a niekiedy z przyjemnością pozbyłoby się ich z parafii.
Przykro starszemu kapłanowi patrzeć na to, jak się go traktuje choćby przy ołtarzu, do którego się go dopuszcza tylko w charakterze koncelebransa, nigdy przewodniczącego Mszy św., nie interesuje się nim, z czego i w jakich warunkach żyje. „Znajduje się” go wtedy, gdy trzeba spowiadać, usłużyć chorym czy zastąpić w przypadku wyjazdu z parafii młodych. A poza tym lepiej, aby go nie było, bo przecież jego styl kapłaństwa jest tak różny od nowoczesnego pseudo-duszpasterzowania nowoczesnych kapłanów.
Takie nastawienie do starszych kapłanów rani ich i przygnębia.
Pamiętaj, że i ty będziesz kiedyś w ich położeniu, ucz się ich szanować, podpatrywać ich styl życia i naśladować w tym co warte naśladownictwa także i w dzisiejszych czasach, bo:
„Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki” (Hbr 13,8).
„Upływa szybko życie, jak potok płynie czas…
I młode lata nasze, upłyną prędko w dal,
A w sercu pozostanie tęsknota, smutek, żal”
Mijają lata młodości i dojrzałości kapłańskiej, zbliża się jesień życia i choć mogłoby się jeszcze pożytecznie służyć Kościołowi swoją wiedzą i doświadczeniem sukcesów oraz porażek duszpasterskich, bezduszne Prawo, bardzo skrupulatnie egzekwowane przez władze kościelne, (przynajmniej jeśli chodzi o pozbywanie się starszych księży), odsuwa ich od czynnej pracy, bo „Idzie młodość”, która ma swoje prawa, oczekiwania i plany, jak „reformować”, a może deformować Kościół. Niestety, mamy wiele przykładów widocznych w upadku wiary, pobożności, szacunku dla Kościoła i kapłaństwa oraz zupełnego lekceważenia zasad życia według Ewangelii i nauczania Kościoła. Co gorsza, nie widzi się tego przykrego stanu , a nawet błędnie nazywa go: „Nową wiosną Kościoła!”
Przyjdzie „Wiosna Kościoła”, ale wtedy, gdy się powróci do czcigodnych tradycji, które nadawały kształt, piękno i urok Kościołowi Katolickiemu, którego ostoją byli bez zastrzeżeń oddani Panu Bogu, Kościołowi i ludziom święci i gorliwi kapłani, dziś odsuwani od czynnego duszpasterstwa, co oczywiście nie odnosi się do kapłanów chorych i zniedołężniałych, którzy naprawdę nie mogą już pracować.
To, co najbardziej rani psychicznie i boli starszego kapłana, to świadomość, że jest się już niepotrzebnym Kościołowi i parafii, w której nieraz kilkanaście, a niekiedy nawet kilkadziesiąt lat gorliwie przepracował.
Pan Bóg upomni się o tych kapłanów odsuniętych bez racjonalnych i prawdziwie duszpasterskich powodów, którzy mogliby jeszcze pracować i służyć doświadczeniem młodszym.
Już daje się zauważyć na świecie spadek ilości powołań do kapłaństwa, co dojdzie niebawem i do nas. Czy to nie jest znak Boży do zastanowienia się nad tym, do czego prowadzi nie przemyślana polityka personalna w Kościele polskim?
Nie tylko odsuwa się księży starszych od duszpasterstwa, ale wprowadza się nieludzkie, a na pewno nie kapłańskie żądania, aby starszy kapłan opuścił parafię, w której dotychczas pracował, jeśli nowy proboszcz, „właściciel” parafii, tego zażąda. Takie traktowanie starszego kapłana bardzo gorszy parafian i jest wystarczającym powodem smutku kapłana, którego jedyną „winą” jest to, że się za prędko urodził, bo nie ma dla niego już miejsca w parafii i na plebanii, którą nieraz nawet wybudował.
Na powyższe problemy wraz z upływem lat kapłaństwa nakładają się ponadto stale pogarszające się zdrowie, utrata sił fizycznych, osłabienie pamięci i całej psychiki starzejącego się kapłana oraz poważna refleksja, jakie były te lata, czy naprawdę spełniliśmy się w kapłaństwie?
Czy będzie mógł kiedyś Chrystus Pan powiedzieć do mnie:
„Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” (Mt 25,21).
Chyba nie ma kapłana, który z całą pewnością mógłby oczekiwać tej ostatecznej pochwały Chrystusa, bo przecież wiele było w życiu zmarnowanych łask, nie wykorzystanych okazji do dobrego, wiele niewierności a może i zgorszeń w spełnianiu obowiązków powołania: grzechy myśli, słów, czynów, zaniedbań względem Boga i ludzi, których On stawiał na drodze naszego życia. To wszystko bardzo przygnębia i smuci kapłana u schyłku jego życia.
Ale dobrze, że tak jest, bo ta refleksja nad sobą może być pomocą do pokornego trwania przed Panem, modlitwy wynagradzającej za swoje niewierności i prośby w intencjach własnych, oraz tych wśród, których spełnialiśmy swoje posługi kapłańskie oraz w potrzebach Kościoła, świata i Ojczyzny.
„I zatrzymali się smutni” (Łk 24, 17)
Tak i nam trzeba będzie w smutkach, które nikogo, a więc i nas nie ominą w życiu naszym kapłańskim „zatrzymać się”, pomyśleć i przemyśleć na nowo to co nas spotyka czy spotka, aby w tym wszystkim dostrzec mimo wszystko miłość Chrystusa, który także drogą cierpienia, krzyża i smutku włącza nas w swój Boski plan zbawienia świata, które dokonuje się przez Jego i nasz kapłański Krzyż i ciągle nam przypomina:
„ «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania” (Mt 16, 24-27).
Zakończmy to dość smutne rozważanie pieśnią: „W Krzyżu cierpienie…”